Pasjonat. Wspomnienie o Mirku Pietrzaku.


Mirek Pietrzak z prof. Jerzym Okuliczem-Kozarynem w drodze na cmentarzysko kultury łużyckiej w Pomietowie, gm. Dolice, woj. zachodniopomorskie.  fot. M. Nowakowska

Pasjonat

Prawdziwie smutna wiadomość – 12 lipca zmarł Mirosław Pietrzak (1932–2024). Przez długie lata pracownik Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, niestrudzony terenowiec i autentyczny pasjonat archeologii. Z zapałem ratował zagrożone stanowiska archeologiczne i z równą energią prowadził prace wykopaliskowe. Archeologia polska zawdzięcza mu publikacje tak ważnych nekropoli jak Pruszcz Gdański, stan. 5 i 10, Rumia czy Nowinka. Koncentrował się przede wszystkim na badaniach kultur oksywskiej i wielbarskiej, choć jako archeolog-praktyk miał w swoim dorobku także stanowiska wykraczające poza okresy przedrzymski i rzymski.

Znał i współpracował z największymi: Kazimierzem Godłowskim, Ryszardem Wołągiewiczem, Jerzym Okuliczem… Chętnie odwiedzał innych na wykopaliskach i równie chętnie gościł u siebie. Potrafił i lubił dzielić się radą z młodszymi kolegami i koleżankami, nie stwarzając przy tym bariery wieku. Prawda, że niekiedy czynił to w apodyktyczny sposób, zawsze jednak przyświecało mu dobro źródeł. Archeologię po prostu kochał.

Mężczyzna napoleońskiej postury i niespożytej energii, której zaczęło mu brakować dopiero pod koniec życia. (Mogę zaświadczyć, jak jeszcze w 2010 r. przebiegał dystans z Dworca Kolejowego do Muzeum w takim tempie, że nie tylko Jurek Okulicz-Kozaryn, ale i piszący te słowa, nie mieli najmniejszych szans by dotrzymać mu kroku). Postępujące osłabienie nie zmieniło jednak ani na jotę jego pasji badawczych: do końca zagłębiał się w lekturach, kiedy mógł dyskutował albo monologował (co ewidentnie lubił) i snuł plany publikacyjne (kolejna nekropola pruszczańska). Przede wszystkim jednak biadał nad losami zabytków, które leżały mu głęboko na sercu.

Serdeczność i gościnność były jego znakiem rozpoznawczym: przyjmując badaczy raczył jak mógł słodyczami przesmacznymi, płynami rozmaitymi i z radością zaciągał do restauracji (bliska jego sercu i podniebieniu była kuchnia wschodnioeuropejska). Wszystko – jak mówił – „dla podkrzepienia”. Jeszcze w ubiegłym roku mieliśmy okazję spotkać się w Sopocie w takich okolicznościach. Nie miałem pojęcia, że to ostatnie spotkanie w cztery oczy…

Na Uniwersytecie Warszawskim miał wielu przyjaciół, jeszcze w Instytucie, jak i na Wydziale Archeologii. Jestem pewien, że wszyscy głęboko przeżywamy odejście Mirka, choć przy tym mamy świadomość, że opuścił nas człowiek niemal spełniony (gdyby nie ten Pruszcz Gdański), który pozostawił po sobie ogrom opublikowanych źródeł. Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że wraz z Jego śmiercią skończyła się pewna epoka w polskiej archeologii okresu protohistorycznego. By zapełnić pustkę wystarczyć musi lektura i wspomnienia, wierzę że na razie. Do zobaczenia, Mirku…

Bartosz Kontny